Podróż ron con cola
Wróciłabym jeszcze do Havany! Byliśmy za krótko, za mało intensywnie. Najlepsze mojito, jakie piłam na Kubie było własnie na havańskiej plaży. Najlepsze imprezy, w jakich braliśmy udział były właśnie w casa particular w Havanie.
Najlepsze langusty, jakie jadłam na Kubie były przygotowywane przez Olgę - gospodynię havańskiej casy.
No i w końcu w Havanie jadłam FLAN. Najlepszą słodycz, jaką kiedykolwiek, ktokolwiek mógł wymyśleć:)
Stare samochody, w dobrym i w gorszym stanie, stare brudne i zaniedbane kamienice, krotkie spódnice, duże pośladki, kolejki do telefonu, do autobusu, uśmiech, serdeczność, muzyka dookoła, gra w domino, fiesta, maniana.
24-26 stopni celcjusza. Dla nas - listopadowych podróżników pogoda marzenie, lato, przyjemne ciepło, ale na ulicy w ciągu jednego dnia widziałam 4 jamniki (to moim zdaniem narodowa psia rasa Kuby) poubierane w kocyki, płaszcze, kurteczki. Zapytałam Olgi - naszej gospodyni "Olga, czy to jakieś świeto jamnika, wszystkie takie poubierane?" "Nie, żadne świeto, zima jest i jest im zimno"
Tam mieszkają dobrzy ludzie, skoro tak dbają o jamniki :))
(perro caliente = hot dog = jamnik)
Malowidło na skale to komiksowy opis ewolucji człowieka od prymitywngo ślimaka do super przedstawiciela gatunku... socjalisty...
Powstało na zlecenie Pana Fidela.
Santiago de Cuba nas zaskoczyło. Mieliśmy spędzić tam 4 dni, uciekliśmy po 2. Nasza casa particulares była w samym środku nieciekawej dzielnicy. Dostaliśmy zakaz wychodzenia po zmroku, balkon był zakratowany, a smród z ulicznego wysypiska śmieci był tak bardzo nie do zniesienia, że my radykalni przeciwnicy palenia papierochów prosiliśmy naszego współtowarzysza kopciucha, zeby palił bo dym papierosowy wydawał sie być ambrozją w porównaniu do atmosfery panującej w naszej okolicy :)
Dzisiaj wspominam to jako przygodę życia, okazję do poznania night life czarnej dzielnicy, ale wtedy nie było nam do śmiechu. Na pocieszenie upiłam sie rumem do nieprzytomności i dnia następnego Santiago wydało się być przyjaźniejsze :)
Dla kontrastu spędziliśmy uroczy wieczór u zaprzyjaźnionej rodziny kubańskiej . Zjadłam u nich najlepszą rybę na świecie, a w ogródku widziałam największe na świecie karaluchy :)))
Mieszkaliśmy w domu historyków sztuki, marzeniem gospodarza była talia kart. Zwyczajnych kart do gry, których na Kubie nie mógł nigdzie kupić. Po powrocie do Polski zorganizowałam wysyłkę kart (dzięki uprzejmości innych podróżników) i nasz gospodarz z Baracoa do dzisiaj na pewno ma osiem talii piatników :)
W poniedziałki są "niezapowiedziane" kontrole urzędowe więc nie mogliśmy zjeść wspólnie kolacji z naszymi znajomymi, którzy mieszkali w innej casa particulares. Zgodnie z prawem posiłki w casa particulares mogą jeść tylko Ci, którzy wynajmują w niej pokoje. Wspólne biesiadowanie z innymi mogło by być odebrane jako "prowadzenie działalności restauracyjnej" - nielegalne oczywiście! W pozostałe dni tygodnia nie było problemu :)
Co wieczór popełnialiśmy też przestępstwo, jedząc langusty przygotowywane przez nasze gospodynie. Jest to danie legalnie podawane jedynie w restauracjach, jako "dobro narodowe Kuby" za które turyści zobowiązani są płacić państwu... My jako wywrotowcy zamawialiśmy te nielegalne frykasy u naszych gospodarzy. Żaden gospodarz nie zaoferuje Ci sam z siebie langusty, ale jeżeli ty wyjdziesz z taką inicjatywą to bądź pewien, że czeka Cię niebo w gębie :)
Trinidad zachwyca kolorami. Spokojną, senną atmosferą i przepiękną plażą Ancon, na którą nielegalnie za kilka dolarów amerykanskich można się dostać fordem z 52r. na przykład.
Usługi taksówkarskie mogą świadczyć tylko taksówki - stare łady lub zrobione z plastiku kokotaxi.
Być na Kubie i nie jeździć starym krążownikiem szos? Kolejny punkt na liście nielegalnych rzeczy, które robiliśmy :)
Po dwóch latach służby chłopaki idą do rezerwy. Uroczyste zakończenie służby wojskowej.
Jednak jak się nie zna języka, naoglądało się filmów o kubańskiej dyktaturze to zwyczajny uroczysty apel urasta do rangi wiecu przygotowawczego do inwazji na zgniły świat zachodu. :)
Po chwili dopiero zrozumiałam, co się dzieje i, że nie skończę jako więzień polityczny.
Przyznaję, ostatniego dnia przed odlotem zamieniłam się w niemieckiego turystę all in i wybrałam się z koleżanką na całodniową, zogranizowaną wyprawę katamaranem.
Pływanie z delfinami, snoorkowanie, popołudnie na plaży z białym jak mąka piaskiem, całodzienna, wielka fiesta na katamaranie. Wakacje pełną gębą :)
Zaloguj się, aby skomentować tę podróż
Komentarze
-
Przyłączam się do w pełni zasłużonych pochwał. Ciekawy tekst i jeszcze lepsze zdjęcia - zwłaszcza bajkowy Trinidad. I w ogóle podróż fantastyczna. Pozdrawiam.
-
maniana finito
-
Karolino, tekst napisany z wielką swobodą. Bardzo miło się go czyta. I piękne zdjęcia.
-
Odnosze wrazenie, ze Ci sie podobalo :-)
-
Świetne barwy, zabójcze samochody. Podoba mi się!
-
Fantastyczny tekst, jak by było więcej, byłoby jeszcze fantastyczniej, ale na razie plus za literki:)
A zdjęcia będę smakować powolutku:) -
świetnie, że dodałaś opis :) i zdjęcia super - z przyjemnością obejrzałam ponownie :)
-
A mnie tam tesktu wystarczy:), śliczne zdjęcia i fascynująca podróż.
-
a moze by tak jednak wiecej tekstu? :)